przypalone garnki,
na podłodze pokrywki, grzechotki, szeleszczące opakowania kasz i makaronów, silikonowe kuchenne przybory, grzechotki.
i znowu nie zdążę i nie dokończę, bo mały człowiek czepia się mojej spódnicy, jęczy i domaga uwagi. Mama zajęta czymś wysoko prawie w chmurach. Kroka nie zrobię bo uczepiony, wkurzam się, odkładam wszystko.
A gdy patrzę w dół, mały człowiek łapie mój wzrok i się uśmiecha. Jest słodszy niż najsłodsze
owoce. Skąd on się tu wziął? Pałęta się po mojej kuchni i sercu…
Tulę, uspokajam że jestem, pokazuje co tam w chmurach pichci matka. Wąchamy, próbujemy, całujemy, śmiejemy, ślinimy, mały człowiek znów ma ochotę na samodzielną zabawę a ja wracam do garów.
3 responses to “przypalone garnki”
zlotooka
28 lipca, 2015 o 20:39
Bardzo fajnie to opisałaś. U nas podobnie to wygląda… Zazwyczaj mam 10-15 minut max przed kolejnym atakiem marudzenia ;)
J.
18 października, 2015 o 19:25
„Mama zajęta czymś wysoko prawie w chmurach.” Przepięknie ujęte. :)
Maria
19 października, 2015 o 12:47
dziękuję:)